Quantcast
Channel: Galeria Browarna
Viewing all 128 articles
Browse latest View live

Muzeum na kółkach w Nieborowie i Łowiczu

$
0
0



Jerzy Ficowski Odczytanie Popiołów, wyd. Galeria Browarna 1993, okładka tomu, ilustr. Elżbiety Bogaczewicz-Biernackiej

W dniach 11-13 marca przed Pałacem w Nieborowie i Arkadii, oraz w dn. 15-18 marca 2017 r. na Nowym Rynku w Łowiczu, warszawskie Muzeum Historii Żydów Polskich Polin zainstalowało wędrujący Pawilon, kontynuując swój projekt, polegający na cyklicznym odwiedzaniu małych miejscowości, w przeszłości funkcjonujących jako ośrodki w dużej części zamieszkane przez ludność żydowską. 
Ideą przewodnią wizyty  w Nieborowie, było przypomnienie działalności konspiracyjnej i opiekuńczej Sprawiedliwej Wśród Narodów Świata, Izabelli Ballali z Radziwiłłów Radziwiłłowej (własne opracowanie tego wątku referował dr Jarosław Durka), a także prezentacja wystawy głównej opracowanej przez zespół pracowników Pałacu. Nie zabrakło też innych wydarzeń, a wśród nich spotkanie z Moniką Sznajderman, autorką książki Fałszerze Pieprzu, które poprowadziła Zosia Biernacka, z MHŻP Polin, oraz czytanie napisanych w Nieborowie wierszy Anny Piwkowskiej, córki wieloletniego kuratora Muzeum w Nieborowie i Arkadii, Włodzimierza Piwkowskiego. W spotkaniach uczestniczyli oraz obejrzeli ekspozycje przedstawiciele rodziny ostatnich właścicieli dóbr nieborowskich: córka Izabelli Radziwiłłowej Krystyna z Radziwiłłów Milewska z synem, oraz wnuczka Izabelli z rodziną.



 Jerzy Ficowski Odczytanie Popiołów, wyd. Galeria Browarna 1993, ilustr. Elżbiety Bogaczewicz-Biernackiej


Zaraz po tych wydarzeniach, w środę, 15 marca Muzeum na Kółkach odwiedziło Łowicz. Wystawę w pawilonie MHŻP Polin otworzył burmistrz Krzysztof Jan Kaliński, po nim głos zabrał ordynariusz diecezji łowickiej J.E. biskup Andrzej Dziuba, oraz miejscowi partnerzy projektu: dyrektor Łowickiego Ośrodka Kultury Maciej Malangiewicz i dyrektor Muzeum w Łowiczu, Marzena Kozanecka-Zwierz. Całość założeń wizyty Muzeum na Kółkach przedstawił Tomasz Romanowicz z Muzeum w Łowiczu oraz Zosia Biernacka z MHŻP Polin. Niezapomniane wrażenia uczestnikom łowickiej wycieczki śladami łowickich Żydów zapewnił znany przewodnik łowicki i miłośnik historii regionu, Zdzisław Kryściak, który ponad 100-osobowy korowód uczestników przeprowadził z Nowego Rynku, ulicą Zduńską, Browarną, Podrzeczną, przez Błonie, aż do wylotu ul. Łęczyckiej na stary, żydowski cmentarz (1,5 km). 
Wyjątkowość randze łowickiego spotkania Muzeum Polin z Łowiczem nadaje fakt, że wyżej wymienieni są jednocześnie znanymi liderami podtrzymywania lokalnej świadomości społecznej wagi obecności ludności żydowskiej, formującej wielonarodowy charakter Łowicza, ale i mającej swój udział w kształtowaniu społecznego i gospodarczego oblicza miasta. Burmistrz, Krzysztof Jan Kaliński jako historyk, a także ceniony wychowawca młodzieży od lat podejmuje indywidualny wysiłek przywoływania pamięci o Żydach w Łowiczu. Jako samorządowiec doprowadził do realizacji na łowickich Błoniach Pomnika Ofiar obozów pracy w podłowickich Małszycach i Kapitule. Marzena Kozanecka Zwierz zadbała o zorganizowanie i stałą dostępność tematycznej Wystawy o Żydach Łowickich w miejscowym muzeum. Maciej Malangiewicz sprzyja kultywowaniu tej tradycji miasta podejmując kwerendy i inicjatywy wydawnicze oraz udostępniając cenne informacje tematyczne na stronie Łowickiego Ośrodka Kultury.

 Jerzy Ficowski Odczytanie Popiołów, wyd. Galeria Browarna 1993, ilustr. Elżbiety Bogaczewicz-Biernackiej

 2007 Galeria Browarna Archiwum Państwowe w Warszawie Oddział w Łowiczu. Wystawa 1939-45 Pamiętamy!


Także i Galeria Browarna notuje swe skromne inicjatywy o podobnym do powyższych charakterze. Już na samym początku swej obecności w Łowiczu, w roku 1993 przypomniała historię diaspory żydowskiej wydaniem tomu wierszy Jerzego Ficowskiego Odczytanie Popiołów. Szczególną okazję do tego stworzyło łowickie spotkanie z autorem poematu, zilustrowanego przez Elżbietę Bogaczewicz-Biernacką. W 1997 r. Browarna wydała monograficzny zeszyt pisma CDN z materiałem o Midraszu znalezionym w miejscu po synagodze w Łowiczu, z fotografiami Leonarda Tetzlaffa z łowickiego getta i kirkutu, z książką wydaną przez łowickich Żydów w Melbeurne, sylwetką Gedalego Shajaka, z przykładami żydowskiej prasy łowickiej etc. 

W 2007 r. Galeria Browarna wraz z łowickim Oddziałem Archiwum Państwowego w Warszawie przygotowała wystawę, w głównej części dotyczącą losów ludności żydowskiej w Łowiczu w latach 1939-45 pt. Pamiętamy! Wystawa, na której pokazano m.in. macewy żydowskie użyte do budowy Pomnika Wdzięczności Armii Radzieckiej w Łowiczu (il.), towarzyszyła odsłonięciu Pomnika Ofiar Obozu Pracy w Małszycach i Kapitule. W opracowaniu Galerii Browarna ukazała się wówczas okolicznościowa broszura z fot. większości dostępnych w mieście judaików.   

   

Majowe koncerty w Galerii Browarna

$
0
0

Jak co roku, w dniach 1 i 3 maja Galeria Browarna i Urząd Miejski w Łowiczu, podtrzymując protestancką tradycję tego miejsca - dawnej klasycystycznej świątyni, organizują spotkania łowiczan ze współczesnymi interpretacjami muzyki klasycznej. W miarę możliwości, staramy się, by były to spotkania łowickich słuchaczy z wykonawcami mającymi związki z naszym miastem, a więc pochodzącymi z Łowicza, tutaj się uczącymi (niekoniecznie muzycznie), mieszkającymi w mieście lub regionie. Zdarzało się, że zapraszani są wykonawcy, którzy już tu kiedyś koncertowali a dzisiaj chętnie wracają do dawnych wspomnień. Bywają także tacy, dla których jedynym związkiem z Łowiczem jest bliska znajomość z rodowitymi łowiczanami, którzy przyjmują na siebie rolę miłego pośrednika zaproszenia. Na tej zasadzie gościliśmy tu wykonawców tej miary co wiolista Konstanty Andrzej Kulka, Andrzej Wróbel, Piotr Przybył, pianiści jak Jerzy Romaniuk, Jarosław i Stanisław Drzewieccy, Regina Smendzianka, Andrzej Kurylewicz. Bywali tu świetni kameraliści: Kwartet Jagielloński, Grupa Lason Ensemle, Trio barokowe Extempore. Także znakomici wokaliści: Wanda Warska, Nina Nowak, Małgorzata Kustosik, Agnieszka Rehlis i in. Tą drogą zjednaliśmy sobie a Jemu Łowicz, wspaniałego, charyzmatycznego gitarzystę Krzysztofa Meisingera, który ostatnio koncertował tutaj dwukrotnie.
W tym roku, po raz kolejny przyjęli nasze zaproszenie łowiczanie-muzycy: pianista Piotr Sałajczyk, pianistka Małgorzata Garstka i klarnecista Dominik Domińczak. Z tego powodu mamy podwójną przyjemność, bo właśnie Ci wykonawcy rozpoczynali swe koncertowe kariery nie tylko w Łowiczu, ale wręcz w Galerii Browarna, występując tu jako nastolatkowie.

1 maja o godzinie 17.00 rozpocznie się koncert fortepianowy Piotra Sałajczyka z utworami F.Chopina i J. Zarebskiego. Dwa dni później, 3 maja o godz. 17.00 wystąpi pianistka Małgorzata Garstka solo z utworami J.S. Bacha, L.van Beethovena, i F. Chopina, oraz w duecie z klarnecistą Dominikiem Domińczakiem. Razem zagrają J. Brahmsa, C. Debussy'ego, F. Poulenc'a. Zapraszamy!


Barbara Jonscher.

$
0
0



 Barbara Jonscher Mokra łąka, ol./pł. 73 x 65cm, 1977




Barbara Jonscher (1926-1986) to Wielka Postać polskiej sztuki, a zarazem jedna z tych, o których świat współczesny nie ma bladego pojęcia. Niemal absolutna flauta jaka zapanowała przy Jej nazwisku w ostatnim ponad 30-leciu, to z jednej strony oczywista zasługa dyktatu pseudonowoczesnego trashu, który rozpanoszył się w eterze sztuk, z drugiej zaś arcywygodnej postawy nicnierobienia, (nie)podjętego przez płatnych upowszechniaczy rozpostartych w -podobno publicznych- instytucjach sztuki, które z nagłówka powinny rwać się do tego jako pierwsze. Oczywiście, z tego grona można by ewentualnie wyłączyć Muzeum Okręgowe w Gorzowie Wlkp, które - indywidualnym staraniem dokonanym przed laty przez malarza, Jacka Antoniego Zielińskiego, stale eksponuje wybór prac Barbary Jonscher, wśród innych malarzy tzw. Arsenału, m.in. Jacka Sempolińskiego, Jacka Sienickiego, Jana Dziędziory.


Te 31 lat jakie upływają od śmierci Basi Jonscher, to w polskiej sztuce czas systematycznego ośmieszania generacji Jej bezpośrednich nauczycieli(tzw. kolorystów z warszawskiej ASP), bezceremonialnego marginalizowania przełomu w polskiej sztuce powojennej, dokonanego przez Jej pokolenie(debiutujące na słynnej wystawie towarzyszącej Światowemu Festiwalowi Młodzieży w Warszawie w 1955 r.), a w końcu zawziętego wycinania tradycyjnych dyscyplin sztuk wizualnych, rozumianych jako antyteza -teraz jedynie słusznej- publicystycznej agitki nowości i zameldowanej już na stałe w galeriach, upolitycznionej socjowydumki domorosłych analityków wygodnie okrojonej współczesności.

Nic dziwnego zatem, że w zeszłym, 2016 roku, nie obchodziliśmy podwójnego Jubileuszu artystki(90-lecia urodzin i 30-lecia śmierci). W dzisiejszych standardach nadobecności w przestrzeni publicznej ,,byle czego", ktoś taki jak Barbara Jonscher jest bez znaczenia, toteż raczej nie spodziewam się, że nagle, po wystawie w Łowiczu, którą właśnie przygotowuję, trend się odwróci i równo z gwizdkiem otwarcia wystawy malarka tryumfalnie wejdzie do światowego Panteonu. Zapewne nie wejdzie, ale przynajmniej parę osób dowie się o co chodzi i dlaczego?


 Barbara Jonscher z Pawłem Xiężopolskim w ogrodzie rodziny Xiężopolskich w Łowiczu, ok. 1930 r.


Parę innych osób dowie się także dlaczego Jej wystawa odbędzie się akurat w Łowiczu? A oprócz kaprysu niżej podpisanego jako organizatora, jest jeszcze inny powód. Ten mianowicie, że w Łowiczu urodziła się matka Barbary (Joanna Kołakowska, czyli póxniejsza Joanna Witt Jonscher, malarka amatorka spokrewniona z łowicką rodziną Xiężopolskich), a -siłą rzeczy- sama Barbara spędzała tu lata swego dzieciństwa. Ten nieznany nawet bardzo nielicznym specjalistom (takim jak niezwykle oddany sprawom Arsenału, Jacek Antoni Zieliński), a także i mi do niedawna fakt, wiąże się z odkryciem, jakiego dokonał w łowickim Oddziale Archiwum Państwowego w Warszawie,  archiwista i badacz historii regionalnej Marek Wojtylak. Przeglądając materiały pomieszczone w łowickim zbiorze rodziny Xiężopolskich, natknął się na zdjęcia kilkuletniej Basi, pozującej się ze swym rówieśnikiem Pawłem Xiężopolskim w ogrodzie przy Al. Sienkiewicza w Łowiczu. Marek przytomnie skojarzył znalezisko z informacją pochodzącą z mojej, skromnej biografii, gdzie kiedyś przeczytał, iż przed studiami w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, malowałem pod okiem Barbary Jonscher w jej warszawskiej pracowni na ul. Brzozowej. Zadzwonił ze swym odkryciem, wyczerpująco opisał rzecz w skierowanym do mnie liście, a potem udostępnił potwierdzające to materiały. Kiedyś intensywniej współpracowałem z Markiem przy wydawaniu dwóch łowickich pism i różnych książowych opracowań (CDN, Łowicz, Wegner, Chopin, Chełmoński etc.), więc doskonale znana mi jest wybitna działalność tego archiwisty w odkrywaniu nieprzeciętnej wartości materiałów dotyczących regionu, ale o znaczeniu znacznie szerszym, czego niewielki fragment sam Marek zawarł w swojej książce Szkice Łowickie (2006). Ale informacja o śladzie Basi Jonscher w Łowiczu była dla mnie absolutnym zaskoczeniem. Będzie to zatem dodatkowe uzasadnienie pokazania tej wybitnej twórczości w Łowiczu. W Galerii Browarna, w lipcu b. r. Szczegóły wkrótce.
  


 

Otwarcie wystawy Barbary Jonscher w Galerii Browarna

$
0
0





w tle - Roman  Cieślewicz, plakat I wystawy indywidualnej Barbary Jonscher w Salonie Nowej Kultury, W-wa 1958 r.


W najbliższy piątek, 21 lipca o godz. 18.00 w siedzibie Galerii Browarna w Łowiczu (ul. Podrzeczna 17 u zbiegu z ul. Browarną), nastąpi otwarcie wystawy malarstwa Barbary Jonscher. 

Żeby zachęcić do spotkania z tej klasy osobowością twórczą i jej dziełem, nie trzeba uciekać się do jakichś dodatkowych okoliczności czy podpórek, ale akurat w tym przypadku są co najmniej dwie. Pierwsza z nich to podwójny jubileusz (90 rocznica urodzin i 30-lecie śmierci artystki (21 października 1986), a druga, szczególnie mi bliska jako urodzonemu w Łowiczu, to związki biograficzne rodziny Jonscherów z tym miastem. Wcześniej opisałem tu (poprzedni wpis) o jakiego rodzaju związki chodzi i kto je odkrył, ale w piątkowy wieczór będzie okazja wysłuchać tę historię w wersji nieco rozbudowanej i z pierwszej ręki. Nasze zaproszenie do wystąpienia w ramach wernisażu wystawy przyjął ,,sprawca" owego odkrycia, kierownik Archiwum Państwowego w Warszawie Oddział w Łowiczu, Pan Marek Wojtylak. A ponieważ Marek jest mistrzem prostego i przystępnego ujmowania zawiłych z natury opowieści, jestem pewien, że już sam ten punkt programu będzie pasjonujący. 
Ja także postaram się dorzucić do tego kilka słów od siebie, słów w części związanych z odkryciem Marka, a w części dot. malarstwa Barbary Jonscher, którego powstawanie obserwowałem niemal dekadę w l. 1977-1986. Kto więc ma ochotę w te słowne i wizualne opowieści się zanurzyć, a w tym czasie będzie będzie w Łowiczu, lub będzie miał sposobność przyjechania, serdecznie zapraszam. Andrzej Biernacki


   Barbara Jonscher. od lewej: Pejzaż z wodą, ol./pł. 60x73 cm, 1980, wł. pryw.W-wa; z prawej: Pejzaż ze swiatłem, ol./pł. 69x79,5 cm, 1979, wł. pryw. W-wa

Jako Architekt Urodziłem się W Łowiczu - St. Noakowski (1867-1928)

$
0
0


Plakaty wystawy w Galerii Browarna.

,,Jako Architekt urodziłem się w Łowiczu - Stanisław Noakowski (1867-1928)" - to tytuł wystawy w roku jubileuszu Jego 150 rocznicy urodzin, której otwarcie nastąpi w nadchodzącą sobotę, 30 września o godz. 17.00, w Galerii Browarna w Łowiczu, przy ul. Podrzecznej 17. Trzonem wystawy będą oryginalne rysunki artysty na papierze (własność Muzeum Mazowieckiego w Płocku), a także dokumentacja fot. (nieistniejących w oryginale) kilkudziesięciu rysunków Noakowskiego wykonywanych kredą na tablicy w trakcie wykładów na Politechnice Warszawskiej (l.20 XX w.). Pokazany zostanie także pewien, niepublikowany od 1924 r. projekt artysty, do zastosowania choćby i dzisiaj. ,,Dowody" związków Noakowskiego z Łowiczem, zaprezentuje i omówi Marek Wojtylak, szef miejscowego Oddziału Archiwum Państwowego w Warszawie. 

od lewej: Stanisław Noakowski Sala pałacowa z lustrem, akwarela/papier 355x290 mm, wł. Muzeum Mazowieckie w Płocku; z prawej: Rysunki kredą na tablicy wykonywane w trakcie wykładów na Wydz. Arch. Politechniki Warszawskiej, fot. ze zbiorów Czesława Olszewskiego, wł. rep. Muzeum w Łowiczu


Wystawę otworzy prof. Andrzej K. Olszewski, wybitny badacz i historyk sztuki, będący strażnikiem pamięci o Noakowskim, syn prof. PW Czesława Olszewskiego, niezwykle zasłużonego dla utrwalania dzieła genialnego rysownika i architekta. 
Partnerami Galerii Browarna współpracującymi przy organizacji wystawy, są niemal wszystkie, łowickie instytucje kultury: wspomniane Archiwum Państwowe w Warszawie O. w Łowiczu, Łowicki Ośrodek Kultury (wsparcie pokazu dotacją w ramach programu Małe Granty), Muzeum w Łowiczu, oraz Muzeum Mazowieckie w Płocku. Na wernisażu, ze specjalnie przygotowanym na tę okazję programem (m.in. utwory baroku polskiego - ulubionego przez Noakowskiego okresu w polskiej architekturze) wystąpi Łowicka Orkiestra Kameralna. Zapraszamy. Andrzej i Elżbieta Biernaccy, Galeria Browarna

Organizatorzy dziękują wszystkim osobom zaangażowanym w realizację projektu: Andrzejowi, K. Olszewskiemu, Krystynie Suchaneckiej, Maciejowi Malangiewiczowi, Marzenie Kozaneckiej-Zwierz, Markowi Wojtylakowi, Annie Kośmider, Andrzejowi Chmielewskiemu, Bohdanowi Fudale 

inf. tel. 691 979 262; e-mail:galeria.browarna@wp.pl;

Full Harmonia. Malarstwo Andrzeja Biernackiego w Filharmonii Szczecińskiej

$
0
0



W środę, 18 października 2017 r. o godz. 19.00 w  Filharmonii im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie - Galeria Poziom 4, nastąpi otwarcie wystawy malastwa Andrzeja Biernackiego.



 Rozkładówka okładki katalogu wystawy Full Harmonia


Zapraszam z satysfakcją i tremą, bo bezpośrednie mierzenie się z tej skali i klasy obiektem, uznanym za najlepszy w Polsce (w plebiscycie BRYŁA ROKU 2014) i za najlepszy w Europie(główna nagroda Unii Europejskiej im. Mies van der Rohe 2015. Projekt hiszpańskiej pracowni Estudio Barozzi Veiga we współpracy ze Studio A4, pokonał 420 innych obiektów z 36 krajów europejskich. W finałowej piątce prócz gmachu ze Szczecina znalazły się budynki z Wielkiej Brytanii, Danii, Niemiec i Włoch.), dla malarza jest przedsięwzięciem niezwykle pociągającym choć mocno ryzykownym. Teoretycznie, rozległe, białe przestrzenie wnętrz filharmonii, samopodstawiajace się jako tło, powinny grać na korzyść dowolnej treści wypełnienia, ale w praktyce bywa różnie. Ryzyko rośnie, gdy kanwę propozycji dodatkowo tam prezentowanej, stanowi czynnik estetyczny.



Full Harmonia, jako parafraza nazwy Filharmonia, a także jako tytuł wystawy malarstwa, stanowi oczywistą aluzję zarówno do nietypowego charakteru miejsca jej prezentacji, ale też do intencji autora, dla którego harmonijne komponowanie wizualnego wyrazu prac niemal wyłącznie z repertuaru środków przynależnych uprawianej dziedzinie, jest podstawą i celem wypowiedzi.
A więc: pełna harmonia, lub pełnia harmonii ...efektów malarstwa.
Oddająca wolę świadomego operowania potencjałem środków warsztatu malarza i rozgrywania twórczości tylko nim. Bez wtrętów i wątpliwych podpórek z innych dziedzin społecznej perswazji (żeby nie powiedzieć społecznej inżynierii), w których -na szczęście- malarz jest zawsze amatorem. Także, w zdecydowanej kontrze do aktualnych tendencji redukowania plastycznych kompetencji, na rzecz jakichś, bliżej niesprecyzowanych, pozaartystycznych powinności twórcy. A zwłaszcza w kontrze do modnej w tzw. dziedzinach kreatywnych, ambicji ,,naprawiania" człowieka, albo prób programowego ,,społecznego zastosowania sztuki" w omnidomenie życia, w której kwalifikacje artysty i możliwości sprawcze jego dzieła zwykle są przeszacowane.

A zatem powrót do źródeł. Pod prąd. W nadziei znalezienia nowego rozwiązania dla starego zadania. Takiego zmierzenia się z tysiącami lat sprawdzonego dorobku w zakresie plastycznych dyspozycji człowieka, żeby dało się w nim jeszcze wygospodarować enklawę wolności ,,dla siebie" i ,,swojego" przekazu na dziś. Najłatwiej -rzecz jasna- jest odrzucać ten spadek. Ale wrażliwości, która jest bardziej zachowawcza niż myśl, nie da się omamić wydziedziczonym z tradycji byle poświstem mrzonki nowoczesności. Zawsze straci na tym wiarygodność - fundamentalna instancja dzieła. Każdego dzieła.

Andrzej Biernacki ur. 1958 w Łowiczu.
W l. 1980-85, studiował na Wydziale Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, w Pracowni Malarstwa prof. Jacka Sienickiego. Dyplom z wyróżnieniem w 1985 r. W l. 1985-88, asystent prof. Sienickiego w macierzystej Pracowni, a następnie w l. 1989-91prowadzi Pracownię Rysunku na Wydz. Rzeźby ASP w Warszawie. Zajmuje się także publicystyką i krytyką sztuki publikując m.in. w ,,Arteonie", ,,Arttaku", Rzeczpospolitej, Gazecie Finansowej i in. Jest autorem kilkuset artykułów prasowych, kilkudziesięciu tekstów i opracowań katalogów o sztuce, oraz kilku książek, m.in. ,,Ryzyko umiaru"(o sztuce Artura Nacht Samborskiego) i Mazowieckie Siedziby Józefa Chełmońskiego.
Jako malarz prezentował swe prace na kilkudziesięciu wystawach indywidualnych:
1985 - Stara Kordegarda w Warszawie,
1986 - ASP w Warszawie
1988 - Bahnhof Westend w Berlinie Zach. i Galerii Art w Warszawie
1989 - Galeria Wuthrich/Nielson w szwajcarskim Thun
1990 - Galerie Espace Temps w Paryżu i Galerie im Hof w Essen
1991 - Muzeum w Łowiczu i w BWA w Zamościu
1992 - Galeria Zapiecek w Warszawie
1993 - Galerie Kalenborn w Essen
1994 - Galerie Wuthrich/Nielson w Thun
1997 - Galeria Zapiecek w Warszawie
1998 - Galerie Wild we Frankfurcie n. Menem
2004 - Galeria Bema65 w Warszawie
2005 - Galeria Browarna w Łowiczu
2008 -Muzeum w Nieborowie
2009 - BWA w Kaliszu
2012 - Galeria Browarna w Łowiczu
2015 - Mała Galeria w Nowym Sączu
i na wielu wystawach zbiorowych: w Warszawie, Berlinie, Ostendzie, Grevenbroich, Hamm, Art Basel'89, Art Strasburg'96, Art Frankfurt'99.

Full Harmonia c.d.

$
0
0




18. października 2017, godz. 19.00 Otwarcie wystawy Andrzeja Biernackiego w Galerii 4 Piętro Filharmonii im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie: od lewej dr Elżbieta Mamos (autorka idei wystawy w tym miejscu, AB, dyrektorka Filharmonii Dorota Serwa, profilem Kamila Sędzicka, koordynatorka i kuratorka ekspozycji.

Żeby nie było, że w Filharmonii Szczecińskiej wiszą tylko cztery czerwone na krzyż obrazki, powtarzające się w materiałach promocyjnych (chociaż dla mnie mogły by być tam tylko one), poniżej zamieszczam większe spektrum.



 od lewej: Zmacerowany, ol./pł. 130x97cm, Anonimowy ol./pł. 70x60cm, Pochylony ol./pł.110x85cm


 



Tryptyk żółty, od lewej ol./pł. 160x130cm, ol./pł.130x97cm, ol./pł.160x130cm





 ol./pł. 3x160x130cm,





 ol./pł. 3x160x130cm,


Nagroda im. Cybisa za 2017 r. dla Włodzimierza Pawlaka

$
0
0



 Włodzimierz Pawlak Powrót do Lascaux, 125x160 cm, ol/pł. wł. autora


Włodzimierz Pawlak (ur. 1957), malarz, teoretyk sztuki, poeta, postać zdecydowanie ponadnormatywna na gruncie współczesnej sztuki polskiej, a do tego artysta Galerii Browarna, otrzymał prestiżowy prezent na swoje 60 urodziny, Nagrodę im. Jana Cybisa za 2017 r.

Wyróżnienie to, przyznawane jest przez Okręg Warszawski Związku Polskich Artystów Plastyków za całokształt twórczości malarskiej. Ustanowiono je w 1973 r. na cześć jednego z najwybitniejszych malarzy polskich, kolorysty, członka tzw. Komitetu Paryskiego i profesora Akademii sztuk Pięknych w Warszawie, który zapoczątkował działalność Związku po II wojnie światowej. Kolejnych uhonorowanych corocznie nominuje i nagradza kapituła złożona z dotychczasowych laureatów. Wśród nich znaleźli się najwybitniejsi przedstawiciele powojennego malarstwa tacy jak m.in.: nauczyciel Pawlaka z warszawskiej ASP, Rajmund Ziemski(laureat 1979), Tadeusz Dominik(1973), Jan Dziędziora (1975), Stefan Gierowski(1980), Jerzy Nowosielski(1988), ale także inni artyści, kilkukrotnie wystawiający w Galerii Browarna: Jacek Sempoliński(laureat z 1977, Barbara Jonscher(1981), Jacek Sienicki(1983). Gratulacje dla artysty z Korytowa.


 Włodzimierz Pawlak Powrót do Lascaux, 135x190cm, 2011 r.


Włodzimierz Pawlak Tablica dydaktyczna wg Gombrowicza ąę, fragment, 125x190cm, 2007-2009 r.



Włodzimierz Pawlak od lewej Notatka o sztuce nr 4/IX, 24x33cm, ol./pł. 2011 r; Notatka o sztuce nr 269, 24x33cm ol./pł. l. 2003-2014.


Prace Stefana Krygiera w Filharmonii Szczecińskiej

$
0
0



 Filharmonia Szczecińska, Stefan Krygier II Ośrodek Kondensacji Formy (1971), fragment aranżacji w przestrzeni hallu.


W ubiegłym roku 2017, nazwanym Rokiem Awangardy, Filharmonia Szczecińska im. Mieczysława Karłowicza, udostępniła swe przestrzenie pracom jednego z najciekawszych kontynuatorów łódzkiej tradycji awangardy w Polsce powojennej, Stefana Krygiera (1923-1997).

Jako, że skromny udział w formułowaniu idei tego wydarzenia miała łowicka Galeria Browarna, (gdzie, przypomnijmy, również wystawiane były obiekty autorstwa tego artysty w 2011 r.), tym chętniej podkreślam wagę szczecińskiej prezentacji dzieł Krygiera. Chociaż, rewelacyjny kształt wystawy w filharmonii, do pełnego wybrzmienia zdecydowanie nie potrzebował żadnych, dodatkowych okoliczności. Była to bowiem, jedna z najlepszych prezentacji Roku Awangardy, i to -jak sądzę- nie tylko spoza instytucjonalnej proweniencji.

Monika Krygier, córka artysty, profesor łódzkiej ASP, wraz z Włodzimierzem Pietrzykiem, artystą fotografem, i z pomocą dr Elżbiety Andrysiak-Mamos oraz dyrekcji i pracowników filharmonii, idealnie wpisali dzieło Stefana Krygiera w przestrzeń szczecińskiego obiektu. Najbardziej efektownie prezentował się II Ośrodek Kondensacji Formy (1971) w rozległy hallu filharmonii, ale i przestrzeń Galerii 4 Piętro, prowadzonej przez Kamilę Sędzicką, z III OKF i małą retrospektywą dzieł Krygiera, sięgającą lat 50, była rewelacyjna. 

Poniżej prezentujemy wybór fotografii z tego wydarzenia (autorstwa i dzięki uprzejmości Włodzimierza Pietrzyka). 





Dekada (p)artyzantki The Krasnals

$
0
0








W przestrzeniach galerii nowosądeckiego BWA Sokół, od 9 marca b.r. trwa wystawa części dorobku malarskiego najgłośniejszej, polskiej formacji artystycznej ostatniego dziesięciolecia, grupy The Krasnals. Dokładną datą zawiązania grupy jest Prima Aprilis roku 2008, po -mniej więcej- rocznej wówczas aktywności późniejszych jej członków, na pro mainstreamowym blogu Jakuba Banasiaka pn. Krytykant.pl. Ponieważ głos Krasnalsów na platformie Krytykanta wydatnie wspierał antysystemowy kierunek mojej tam aktywności (od r. 2006, sam starałem się poskramiać ambicje środowisk przejmujących budżety publicznych instytucji sztuki i deformujących mechanizmy zdrowego jej obiegu ), pochlebiam sobie, że w decyzji powołania do życia i aktywności formacji The Krasnals, tkwi także cząstka mojej inspiracji. 
Poniżej udostępniam tekst, który ukazał się w katalogu wystawy The Krasnals w Nowym Sączu (trwającej do 24.04.2018 r.).



Comic strips.pl

Nie ulega wątpliwości, że do powstania dzieł anonimowej grupy The Krasnals, a nawet do powstania samej grupy nigdy by nie doszło, gdyby miały o tym decydować wyłącznie przesłanki natury artystycznej. Owszem, olejne obrazki na płótnach, główne medium po które sięgają Krasnalsi, sytuują ich w obszarze tradycyjnie zarezerwowanym dla wypowiedzi plastycznej, ale jest jasne, zwłaszcza dzisiaj, po 10 latach istotnej obecności formacji,  że wymowę i siłę rażenia plastyki dzieł, konstytuują tkwiące u ich podstaw, ,,społeczne" powody.
Faktem jest, że w tym przypadku owe powody -w większości - odnoszą się do zasad funkcjonowania kultury i jej, nieledwie szemranego otoczenia. Jak powiedzieliby The Krasnals, do krytyki lumpenkultury, czyli swojskiej odmiany światowego fasonu uczestnictwa w grze, w której nie trzeba już się wysilać, a najzupełniej wystarczy odpowiednia doza tupetu. Gdzie wszystko uchodzi pod warunkiem ZAAKCEPTOWANIA ZASAD PRZYNALEŻNOŚCI oraz wyznaczonego miejsca w szeregu. Słowem: tam, gdzie pułap twórczych aspiracji wyznacza marzenie o własnej, choćby najmniejszej roli w wypasionej strukturze highpermissive society globalnego targowiska sztuki.
Ok. roku 2007, a więc w czasie gdy wśród pomysłodawców The Krasnals kiełkowała myśl zawiązania kolektywu, gwiazdą kilku artystycznych sezonów był Wilhelm Sasnal. Polska ikona tyleż ekspresowej, co wątpliwej kariery w sztuce. Niejasnej, zarówno w kwestii oceny budujących ją walorów malarskich, jak i  w planie wybitnie enigmatycznej proweniencji nagłego nią olśnienia i hurtowego zapotrzebowania. To właśnie ten nadeksponowany i nadrozpoznawalny brand tarnowianina, stał za bezpośrednim impulsem użycia licencji Sasnal/Krasnal, z wytwornym, anglosaskim The, przy pociesznej conduity miejscowego gnoma. Nowy koncept takiego nagłówka doskonale anonsował z gruntu neodadaistyczny projekt  grupy, a więc mającą rychło nastąpić rewolucję sarkastyczną jej obrazów. Bardziej związany z etymologią OBRAZY, niż OBRAZU. Ich odbiorca, zgodnie z intencją autorską, w reakcji bynajmniej nie powinien cmokać ze znawstwem, lecz wgapiać się, niczym w klozetowe inskrypcje. Dokładnie jak tam: z dezaprobatą, choć z namolnej konieczności.




 Erystyka obrazkowa,
Stawiając na publicystyczny wariant interwencji, The Krasnals z jednej strony przedrzeźniali metodę Sasnala, by ją postponować jako typowe działanie na receptę, wystawianą w światowych centrach dystrybucji prestiżu,  z drugiej zaś jako rodzaj strategii wybitnie im na rękę. Wszak nie szło tu o ściganie się ze swoim alter ego ,,w subtelnościach warsztatu", tylko o demaskatorską moc i piorunujący efekt. Przy tym gra Krasnalsów zawsze była i nadal jest toczona w podwójnym przebraniu: jeśli w przestrzeni publicznej, to w czarnych kominiarkach z kagańcem, a gdy w pracowni, to w białym kitlu malarza. Chodzi w tym o umiejętne prowadzenie sporu, polegającego na zwalczaniu adwersarza jego argumentami, a nie na epatowaniu umiejętnościami -de facto- second hand. Z tego też powodu, za kompletne nieporozumienie należy uznać ambicje niektórych krytyków grupy -zazwyczaj będących chronicznymi heroldami faryzejskiego systemu kolportowania ,,naszości", nagle rwących się do demaskowania warsztatowej niedoskonałości rzemiosła  The Krasnals. Tych samych zresztą miłośników poprawności, którzy wobec ,,swoich", nie raz wykazywali zasadniczy ,,brak rygoru w kwestii wartości". No, i pewnie w kwestii elementarnej logiki, bo wytykanie braków formalnych programowym prześmiewcom takich braków, niechybnie musi być naznaczone piętnem (bez)krytycznej aberracji, albo ...taktyki na zamówienie.



W międzyczasie, Krasnalsi zaczęli szczególnie eksponować to, co -jak szybko odkryli- najbardziej pociąga w przejawach sztuki nie sięgającej poziomu estetycznych i intelektualnych elit. Wszak odpowiedź nie była skomplikowana. Tym czymś jest oczywiście

wulgarność,
której normalnie, przeciętnie kulturalnemu osobnikowi zabrania poczucie przyzwoitości, wychowanie i kodeks obyczajowy. To przecież stąd bierze się satysfakcja, a nawet euforia, gdy nagle nie trzeba niczego udawać, a w wykwintnych świątyniach smaku, ot, choćby w oficjalnych galeriach sztuki, ludzie mogą zaspokajać swoje tajemne, często tłumione, albo wręcz nieuświadomione i tym potężniejsze upodobania. Sztuki często przy tym nie ma, ale zabawa bywa przednia. Tkwiące w niej rezerwy szybko zaanektowali Krasnalsi, nierzadko przeciągając strunę ryzyka celności swej perswazji do granicy skandalu. Jeśli nie mogą, bo już bardziej docisnąć pedału argumentów estetycznych się nie da, włączają słowne amplifikatory w komiksowych chmurkach, z całym arsenałem rynsztokowego savoir-vivre'u. Rezerwy wydają się niewyczerpane, podobnie jak dorobek gatunku, gdy zdamy sobie sprawę, że takie opowiadania obrazkowe, mają w historii sztuki całkiem poważną tradycję. Wszak już egipscy faraonowie i rzymscy cesarze zlecali rzeźbić dzieje swych tryumfów na kolumnach. Stacje Męki Pańskiej i średniowieczna hagiografia także jakoś należy do tej kategorii. Komiksem in extensojest wreszcie słynna tkanina z Bayeux, na której wśród scen bitewnych wyhaftowano słowa, które tłumaczą co się tam dzieje. Oczywiście tłumaczą po myśli tłumaczącego.
W bliższych nam stuleciach historyjki obrazkowe zawsze miały jakiś cel praktyczny -obyczajowy czy polityczny- były czymś na kształt plakatu propagandowego, ale jednocześnie -przyznajmy- zdradzały autorstwo artystów o wybrednym guście. Dziś ten ostatni element, jak potrzeba, także przepada w służbie skuteczności przekazu (videNew Yorker). I, jak niektóre lekarstwa: czyniąc spustoszenia w smaku, aprowizuje nieznane wcześniej, a teraz arcyaktualne głody.

Andrzej Biernacki luty 2018 

Jan Dziędziora. Postać milcząca

$
0
0



Jan Dziędziora  Postać pochylona z cyklu Zbity, l.80. 80x60 cm. Fot. Jacek Gładykowski


W piątek, 27 kwietnia w Galerii Browarna w Łowiczu, nastąpi otwarcie wystawy malarstwa i rysunku Jana Dziędziory (1926-1987). Będzie to druga odsłona kameralnego pokazu dzieł malarza, który miał miejsce w Domu Artysty Plastyka w Warszawie, w grudniu ub. r., uzupełniona o zestaw kilkudziesięciu prac pochodzących ze zbiorów rodziny artysty. Obie wystawy powstały w ścisłej współpracy z żoną Jana Dziędziory - Maryną Tyszkiewicz oraz z Jackiem Gładykowskim oraz Filipem Gładykowskim, którym bardzo dziękuję. Szczególne podziękowania należą się także Katarzynie Kasprzak Stamm i Joannie Stasiak za wiele lat pracy i pamięci o artyście, Jackowi Antoniemu Zielińskiemu - biografowi Arsenału za całokształt starań o nalezyte miejsce formacji w historii sztuki polskiej, Wiesławowi Kędzierskiemu za refleks i przyjaźń oraz Darkowi Bartoszewskiemu za przywiązanie do mistrza.
Poniżej fragment mojego tekstu, który w całości ukaże się w majowym numerze Arteonu.

Zapraszam w piątek, 27 kwietnia o godzinie 17.00, do siedziby galerii w Łowiczu przy ul. Podrzecznej 17. inf. tel. 691 979 262 

Andrzej Biernacki

   Fragment pracowni Jana Dziędziory. Fot. Jacek Gładykowski



Jan Dziędziora. Postać Milcząca

Do legendy przeszły już opowieści osób odwiedzających warszawską pracownię Artura Nachta-Samborskiego, mocno zawiedzionych faktem, że jedyne co dane im było tam zobaczyć, to odwrocia ustawionych pod ścianami płócien. Ten sam motyw, przewija się  w relacjach odwiedzających pracownię Jana Dziędziory, malarza o pokolenie młodszego od Nachta. Jednakże podobieństwo tych przypadków było tylko częściowe. Dotyczyło unikania krępującej sytuacji, w której ktoś spoza mógłby weryfikować, albo -co gorsza- komentować pośrednie fazy stanu obrazów (inna rzecz, że akurat dla tych obu malarzy, płótna miały fazy wyłącznie pośrednie, więc obaj najchętniej nie pokazywaliby ich wcale). Poza tym ujawniała się fundamentalna różnica: u Dziędziory wiele mówiły same odwrocia. Np. jedno z nich, z wielkim, odręcznie zapisanym grubym duktem spłowiałej czerni na rudym splocie płótna: Jan Dziędziora  Postać milcząca. Wyraz całości, nawet nie oglądając lica, stanowił szczególny typ autoportretu. Nie wizerunku autora, lecz wizerunku jego postawy, którą  dzisiaj, po 31 latach upływających od śmierci artysty, powinniśmy ,,zaktualizować"  jako:
Postać milknąca.
Zresztą, czyni to za nas kierunek, w jakim zmierza sztuka najnowsza. Bez ceregieli dopisuje ciąg dalszy absurdalnej gramatyki stopniowania w dół przymiotnika, który i bez tego jest oczywistym znakiem śladowej obecności (milczący, milknący, niesłyszalny). Kierunku tego nie nadaje tylko obecna, mimowolna promocja antytezy postawy twórców pokolenia tzw. Arsenału, do którego Dziędziora należał (m.in. z Jackiem Sienickim, Barbarą Jonscher, Jackiem Sempolińskim). Wszak antyteza to rodzaj nawiązania do tezy. Tymczasem tu chodzi raczej o realną groźbę intencjonalnego unicestwienia, wygumowania, wyłączenia poza nawias kolejnej, istotnej obecności w sztuce, która czyni dla tej ,,naszej", aktualnej, wyraźny kontekst niekorzystny. Mamy tu do czynienia z -mającą znamiona ostatecznej- porażką etosu wrażliwości i wątpliwości z obuchem trzeźwej organizacji produkcji, podobno artystycznej. Owe 30 lat, interwał raptem jednej generacji z małym okładem, okazuje się wystarczający, by ukazać beznadzieję stanu bezbronności sztuki wobec obezwładniającego instruktażu, jak z twórczości planowanej na wieczność, uczynić pariasa na wieczne nigdy.

Sztuka Dziędziory i reszty arsenałowej diaspory tę bezbronność na teraz, oraz niepewność na zawsze, miała zapisaną w genach swojego mitu. Zwłaszcza przy elephantiasis wyzwań czasu w trójkącie: wojna, holocaust, komunizm. Była oparta o najczulsze rejestry wrażliwości i takich wymagała od krytycznego otoczenia i odbiorców. Z mentalnie identycznym instrumentarium wsparcia, np. Kirkegaarda (,,Ludzie boją się harmonii i uciszenia. Sądzą, że żywe jest to, co niespokojne. Doświadczenie tymczasem uczy, że w spokoju mieszka życie. Tylko człowiek skupiony i uciszony jest żywy aż do dna"). A choćby i Cybisa (,,Żadne zmyślenie nie zastąpi tej niesłychanej, niezgłębionej i zawsze żywej sprawy, jaką jest proste namalowanie zwykłej rzeczy").  W warunkach zaciskającej sie pętli mało poetyckich wyzwań okoliczności, takie odwody stanowiły wówczas wątłe, ale jedyne gwarancje trwania przy swoim.

Do tego, trzeba się było też uporać z niemożliwym, czyli odpowiedzieć na kilka podstawowych pytań: jak korzystać z pełni właściwości środków malarstwa, jeśli etyczny zakres obszaru rozstrzyganych zagadnień zakłada odrzucenie większości osiąganych nimi ,,uroków"? Jak forsować ten obszar jako wiodący, mając za jedyne argumenty pospieszne kursy codzienności lub niecodzienne przykłady nazbyt odległych wzorców? Jak hołubić swe racje wiedząc, że jedynym argumentem ,,za", jest pozostawanie w dramatycznej mniejszości do ogółu nieprzekonanych? Jak fechtować argumentami u zarania drogi, gdy całe życie pracy nad nimi nie gwarantuje wyposażenia w dostateczne moce perswazji u schyłku?
Naturalnie, zawsze można było przeć do przodu, bez rozstrzygania tych kwestii, jak to się robi np. dzisiaj, hurtowo. Można było próbować wciskać łatwą bezczelność jako twórcze ryzyko, albo kropić taśmowo ilustracyjki obowiązującej propagandy, dysponującej rozdzielnikiem szans i dóbr przydatnych do zaspokajania bieżących standardów ruchu w interesie.  Albo też miotać się z pasją, acz bez interesu. Jan Dziędziora, jak wszyscy wówczas, a właściwie jak wszyscy w każdym czasie, miał z tym poważny zgryz... 
(ciąg dalszy w majowym numerze Arteonu)



Jan Dziędziora  Postać pochylona z cyklu Zbity, węgiel/pap. l.80. 80x60 cm., Postać milcząca II, ol./pł. 120x80 cm, Postać, l.80. węgiel/pap. 80x60 cm. Fot. Jacek Gładykowski

Piotr Banasik, Piotr Sałajczyk, Karolina Sałajczyk. Majowe koncerty w Galerii Browarna

$
0
0




3 maja (czwartek) o godz. 17.00 - recital Piotra Banasika (fortepian)

program: F. Mendelssohn-Bartholdy  - Variations d-moll op.54
                F. Schubert                          - Impromtu op.90 nr 3
                F. Chopin                            - Ballada g-moll op. 23
                                                            - Mazurek op.17 nr 4
                                                            - Walc Es-dur op. 18
                                                            - Nokturn Fis-dur op.15 nr 2
                                                            - Scherzo b-moll op.31
                                                            - Polonez As-dur op.53

5 maja (sobota) o godz. 17.00 - recital Piotra Sałajczyka (fortepian)

program:  F. Chopin                            - Fantazja na tematy polskie A-dur op.13
                 J. Zarębski                          - A Travers Pologne op.23 na 4 ręce (z Karoliną Sałajczyk)
                 I.J. Paderewski                   - Album Tatrzańskie op.12 na 4 ręce (z Karolina Sałajczyk)
                 F. Chopin                            - Andante Spianato i Wielki Polonez Es-dur op.22


Piotr Banasik
W 2006 roku ukończył z wyróżnieniem katowicką Akademię Muzyczną w klasie prof. Andrzeja Jasińskiego. Swoje umiejętności doskonalił także na kursach mistrzowskich pod kierunkiem Very Gornostaevej, Arie Vardiego, Alexeia Orlovetskiego, Dang Thai Sona, Alexisa Weissenberga oraz Krystiana Zimermana.
         Pianista zdobywał nagrody i wyróżnienia na konkursach i festiwalach krajowych i zagranicznych.Jest medalistą 48. Międzynarodowego Konkursu im. Marii Canals w Barcelonie (2002).W tym samym roku otrzymał I nagrodę na Festiwalu Młodych Muzyków w Gdańsku, a także został laureatem 36. Festiwalu Pianistyki Polskiej w Słupsku. W lutym 2003 otrzymał I nagrodę na Ogólnopolskim Konkursie Pianistycznym na Stypendia Artystyczne im. Fryderyka Chopinaw Warszawie. W październiku 2003 uzyskał Gran Prix na Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym PARNASSOS w Monterrey w Meksyku. W lutym 2005 roku zdobył II nagrodę na Ogólnopolskim Konkursie Pianistycznym im. F. Chopina w Warszawie dla Kandydatów do 15. Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. F. Chopina, na którym otrzymał później szereg nagród pozaregulaminowych, m.in. dla najlepszego uczestnika II etapu niezakwalifikowanegodo finału. W 2009 został wyróżniony na 4. Międzynarodowym Konkursie im. Ferenca Lisztawe Wrocławiu, a w grudniu 2012 roku otrzymał I nagrodę oraz nagrodę specjalną za najlepsze wykonanie koncertu na Ogólnopolskim Konkursie Pianistycznym im. F. Chopina. Jest również laureatem nagrody Marszałka Województwa Śląskiego dla Młodych Twórców oraz wielokrotnym stypendystą Ministra Kultury i Sztuki.
         Piotr Banasik występował z recitalami i koncertami symfonicznymi w wielu krajach Europy,a także w Brazylii, Etiopii, Kanadzie, Meksyku, Stanach Zjednoczonych i Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Jako solista współpracował z większością polskich orkiestr filharmonicznych,a także m.in. z Orkiestrą Kameralną Polskiego Radia „Amadeus”, Orkiestrą Kameralną Filharmonii Narodowej, Narodową Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia, Sinfoniettą Cracovią, Śląską Orkiestrą Kameralną, Forchheimer Kammerorchester (Niemcy), Orkiestrą Symfoniczną Guanajuato (Meksyk), Orchestre National des Pays de La Loire (Francja), Paderewski Symphony Orchestra (USA) czy Orquestra Sinfonica do Parana (Brazylia), pod batutą takich dyrygentów jak Agnieszka Duczmal, Mirosław Jacek Błaszczyk, Tomasz Bugaj, Łukasz Borowicz, Szymon Bywalec, Massimiliano Caldi, Sławomir Chrzanowski, Osvaldo Ferreira, Tomasz Golka, Czesław Grabowski, Zbigniew Graca, Jerzy Kosek, Jerzy Maksymiuk, Marek Pijarowski, Jerzy Swoboda, Marcin Nałęcz-Niesiołowski, John Neschling, Jerzy Salwarowski, Tadeusz Strugała, Jean-Pierre Wallez czy Tadeusz Wojciechowski.
         Piotr Banasik występował na międzynarodowych festiwalach, m.in. na 22. Septembre Musical de l'Orne we Francji (2004), Festiwalu Pianistyki Polskiej w Słupsku, Międzynarodowym Festiwalu Chopinowskim w Dusznikach (2005, 2013),24. Międzynarodowym Festiwalu „Chopin w barwach jesieni” (2005), Festiwalu Pianistycznym Alexisa Weissenberga w Engelbergu (2007), 8. Muzycznym Festiwalu Al-Ain w Emiratach Arabskich (2008), 53. Festiwalu Muzyki Współczesnej „Warszawska Jesień” (2010) oraz na dwóch edycjach festiwalu Oficina de Musica de Curitiba w Brazylii (2011 i 2012).

         Równolegle z działalnością koncertową Piotr Banasik prowadzi działalność dydaktyczną na stanowisku adiunktaw katowickiej Akademii Muzycznej, a także w Państwowej Szkole Muzycznej im. M. Karłowicza w Katowicach, gdzie od 2017 roku pełni funkcję kierownika sekcji instrumentów klawiszowych.

Piotr Sałajczyk 
Wszechstronny i kreatywny pianista, występujący jako solista oraz kameralista. “Wymiar mistrzowski” (Pianiste), “kongenialny partner” (Muenstersche Zeitung). Nominowany do Paszportu Polityki za wrażliwość i inteligencję, z którymi podchodzi do zapominanego na naszych estradach repertuaru”. Laureat Fryderyka w 2018 roku.
Artysta wiele uwagi poświęca muzyce najnowszejoraz rzadko wykonywanej. Ma na swoim koncie liczne prawykonania, współpracujem.in. z Apollon Musagete Quartett, Piotrem Pławnerem, Agatą Zubel oraz Kwartetem Śląskim, występuje oraz nagrywa z Filharmonią Narodową, NOSPR, Polską Orkiestrą Radiową, Sinfonią Iuventus, AUKSO, Sinfoniettą Cracovia, bierze udział w festiwalach
w kraju i za granicą, takich jak: Warszawska Jesień, Benjing Modern Music Festival, Musica Polonica Nova, Sacrum Profanum,Budapesztańska Wiosna, Sommets Musicaux de Gstaad, Musque et Neige, Kwartet Śląski i jego goście, Festiwal Prawykonań NOSPR, Festiwal Pianistyki Polskiej w Słupsku, Usedomermusikfestival.
Pianista jest laureatem wielu konkursów, na swoim koncie ma nagrania płytowe (dla wytwórni DUX, CD Accord i Naxos), które wielokrotnie zdobywały wyróżnienia w kraju i za granicą (Maestro Pianiste, Pizzicato Supersonic, 5 de Diapason, cztery nominacje do nagrody Fryderyk, płyta miesiąca Opera Nederland), nagrywał również dla programu 2 Polskiego Radia, belgijskiej rozgłośni Musiq3, Deutschlandradio oraz HR2.

Szczególną pozycję w jego dyskografii zajmuje wydany w 2017 roku przez firmę DUXczteropłytowy album,na którym artysta zarejestrował wszystkie utworyfortepianowe Juliusza Zarębskiegow kolejności opusowej.Jest to pierwsze kompletne nagranie wydanych kompozycji tego kompozytora.

Piotr Sałajczyk jest absolwentem Akademii Muzycznej
im. Karola Szymanowskiego w Katowicach w klasie fortepianu prof. Józefa Stompla, studia uzupełniał w Mozarteum w Salzburgu pod kierunkiem prof. Pavla Gililova. Obecnie jest adiunktem w macierzystej uczelni. Jest również pianistą Sommerakademie Salzburg oraz wiceprezesem Towarzystwa Muzycznego im. Karola Szymanowskiego.



Karolina Sałajczyk
 Urodziła się w 1992 roku w Zakopanem.  Naukę gry na fortepianie rozpoczęła w Państwowej Ogólnokształcącej Szkole Artystycznej w swym rodzinnym mieście w klasie mgr Marzeny Stępniewskiej. Muzyczną edukację kontynuowała w Państwowej Szkole Muzycznej I i II stopnia im. Fryderyka Chopina w Nowym Targu, a następnie w Państwowej Szkole Muzycznej II stopnia im. Władysława Żeleńskiego w Krakowie. W  latach 2011 – 2014 odbyła studia licencjackie w klasie prof. Hanny Kryjak, a w roku 2017 ukończyła Akademię Muzyczną im. Karola Szymanowskiego w Katowicach w klasie fortepianu prof. Zbigniewa Raubo oraz w klasie kameralistyki prof. Marii Szwajger – Kułakowskiej, w której obecnie jest słuchaczką studiów podyplomowych.

Brała udział w wielu ogólnopolskich oraz międzynarodowych konkursach muzycznych zdobywając nagrody oraz wyróżnienia, m.in. nagrodę GOLDEN AWARD na Międzynarodowym Konkursie Muzycznym dla Solistów i Zespołów Kameralnych „SVIREL” na Słowenii czy wyróżnienie na II Międzyuczelnianym Konkursie Kameralnym, w Katowicach. Angażuje się w życie kulturalne poprzez organizację i pracę przy festiwalach muzycznych. Jest akompaniatorem w macierzystej uczelni.

  

Wystawa Jan Dziędziora Postać milcząca otwarta do 31 maja

$
0
0



Wystawa malarstwa i rysunku Jana Dziędziory (1926-1987) w Galerii Browarna w Łowiczu (ul. Podrzeczna 17), opatrzona jednym z tytułów Jego obrazów (Postać milcząca, ol./pł. 100x80 cm, 1979-83), będzie czynna do 31 maja. informacja tel. o wystawie 691 979 262.

Jest zatem jeszcze trochę czasu, by zapoznać się z tą niezwykle rzadko eksponowaną, a właściwie -od retrospektywy w Narodowej Galerii Sztuki Zachęta w 1994 r.- ukrywaną, zwłaszcza przed młodymi widzami, twórczością. Tym bardziej wartą zobaczenia, że eksponowaną w podwójnym kontekście, wraz z warszawskimi wystawami: Laureatów Nagrody im. Jana Cybisa w siedzibie Okręgu Warszawskiego ZPAP na ul. Mazowieckiej, oraz z wystawą pedagogów, obchodzącego w tym roku 40-lecie Wydziału Wzornictwa ASP w Warszawie, odbywającą się w Kordegardzie MKiDN przy Krakowskim Przedmieściu.

Jan Dziędziora był Laureatem Nagrody Cybisa z 1975 r., najbardziej prestiżowego wyróżnienia na gruncie polskiego malarstwa, oraz uwielbianym przez studentów profesorem malarstwa na Wydziale Wzornictwa Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie w l. 1980-85. Pomimo tego, próżno dzisiaj szukać jego dzieł w którejkolwiek, ważnej, publicznej instytucji sztuki współczesnej. Naturalnie z wyjątkiem stałej wystawy dzieł formacji Arsenał (Jacek Sienicki, Jacek Sempoliński, Barbara Jonscher i in.) w Muzeum Lubuskim w Gorzowie Wlkp., urządzonej staraniem malarza i biografa twórczości tego pokolenia, Jacka Antoniego Zielińskiego.


Stefan Krygier w Nowym Jorku

$
0
0



Stefan Krygier II Ośrodek Kondensacji Formy, Green Point Projects, Nowy Jork 2018, fot. Włodzimierz Pietrzyk










   fot. Włodzimierz Pietrzyk


,,Polska to bardzo dziwna kraj" - konstatował swego czasu niejaki Zulu Gula, a właściwie nieukrywający się pod tą ksywką, znany satyryk, a także poseł na Sejm RP, Tadeusz Ross. Ross przekazywał w ten sposób wrażenia, jakie mógł odnieść przebywający w naszym kraju potencjalny obcokrajowiec, a w tym konkretnym przypadku, czarnoskóry przybysz z kraju, w którym szamanizm nie jest praktyką przeszłości.
Piszę o tym w kontekście jednego z najwybitniejszych przedstawicieli tzw. łódzkiej awangardy - Stefana Krygiera, i jego trwającej właśnie wystawy w  nowojorskiej galerii Green Point Projects.
Krygier to dokładnie ten sam artysta, którego istnienie i arcyważny dorobek przez ostatnie lata bardziej ukrywał niż udostępniał niejaki Jarosław Suchan, aktualnie urzędujący dyrektor Muzeum Sztuki w Łodzi, ostatnio, czyli w Roku Awangardy, nagrodzony między innymi za stosunek do Krygiera Nagrodą Sybilla coś tam, coś tam...



















fot. Włodzimierz Pietrzyk

W Nowym Jorku, tym oku cyklonu światowej sztuki, pokazany został II Ośrodek Kondensacji Formy Krygiera (prezentowany m.in. w Galerii Browarna w 2011 r.), którego część oznaczona nr I, od dziesięcioleci tkwi schowana w magazynach Muzeum Sztuki.

Tymczasem jak relacjonuje właściciel nowojorskiej galerii, Sławomir Górecki

„Zestaw prac Stefana Krygiera zyskał duże uznanie kuratorów sztuki z Nowego Jorku. Zauważyli, że jego instalacja składająca się z lewitujących elementów doskonale wkomponowała się w przestrzeń galerii. Zachwyciła ich subtelność obrazów, jak też rzeźba i prace na papierze z lat sześćdziesiątych” 
Także zdaniem Marka Bartelika, kuratora wystawy, byłego przewodniczącego międzynarodowej struktury AICA, twórczość Krygiera pokazuje złożoność losów artystów awangardowych wywodzących się z pracowni Strzemińskiego. „Chodzi mi o to, żeby pokazać złożony obraz sztuki tej generacji, bez niepotrzebnych hierarchizacji, które często zaciemniają prawdziwy obraz sztuki polskiej, szczególnie tej po drugiej wojnie światowej. Ta hierarchizacja doprowadziła bowiem do tego, że wielu artystów zasługujących na większe międzynarodowe uznanie jest mało znanych poza krajem”.
Ekspozycja stanowi kontynuację programu zainicjowanego w Green Point Projects wiosną ubiegłego roku. Obejmuje on prezentację w Ameryce mało znanych lub nieznanych polskich klasyków jak Stanisław Fijałkowski i Eugeniusz Markowski. Wyjątkiem na tym tle była Magdalena Abakanowicz.
Pytany czym Krygier może dzisiaj zaintrygować amerykańską publiczność, Bartelik powiedział: „to właśnie mnie interesuje: jak sztuka Krygiera wpasowuje się w większy kontekst, który wystawa w Nowym Jorku stwarza. Myślę, że wystawa oraz towarzyszący jej katalog pozwoli tutejszemu widzowi zrozumieć bogactwo sztuki polskiej z drugiej połowy XX wieku. Budujemy więc nowy obraz sztuki polskiej, bez pretensji do robienia rewolucji”.
Z galerią Green Point Projects związany jest Bartek Remisko, były dyrektor Instytutu Kultury Polskiej w Nowym Jorku, współpracujący obecnie ze znanym nowojorskim programem rezydencjonalnym dla międzynarodowych artystów „Residency Unlimited”. Przypomniał on, że galeria zlokalizowana jest w pobliżu dwóch innych znanych i popularnych w Nowym Jorku instytucji kultury: Boiler/Pierogi, A/D/O, a także niedaleko szybko rozwijającej się części Queensu, Long Island City. Mieszczą się tam uznane nowojorskie instytucje sztuki: m.in. PS1 MoMA i SculptureCenter. „Wszystko to przyciąga do Green Point Projects zarówno młodą nowojorską publiczność, jak i polską diasporę od lat mieszkającą w bezpośrednim sąsiedztwie. Miejsce zyskało już stałych bywalców, wzbudziło zainteresowanie krytyków, kuratorów oraz nowojorskich mediów kulturalnych. Po zaledwie roku działalności wystawienniczej jest to chyba naszym największym sukcesem” – powiedział.
Wystawa prac Krygiera będzie czynna do 30 czerwca.





60 z czego 18, czyli ja u siebie

$
0
0



Andrzej Biernacki, ol./pł. 160x130cm, 2017


Pokazując zwykle co się lubi, czasem trzeba pokazać co się ma. Nie, żeby zaraz miało się  coś specjalnego do pokazania, tylko -po prostu- coś bieżącego. Nawet jeśli drepcze się wciąż koło TYCH SAMYCH spraw, chociaż -może- nie koło TAKICH SAMYCH. Ale tylko tak trzeba. I tylko tak się da.

Wystawa malarstwa Andrzeja Biernackiego w Galerii Browarna. Otwarcie 30 czerwca (sobota) o godzinie 17.00. Wystawa będzie czynna w piątki, soboty i niedziele w godz. 16.00-18.00. Wstęp wolny. Inf. tel. 691 979 262.




Andrzej Biernacki, 2018, ol./pł. 3 x 160x130cm




przestrzeń Galerii Browarna, obrazy Andrzeja Biernackiego ol./pł. 6 x 160x130cm, 2017

SZUM -- Lumpenkultura Zrzuty ... Z S UM wykluczonego podatnika

$
0
0
Mój jubileuszowy prezent dla redakcji Szumu, lubującej się w zgranym grepsie (eksploatowanym m.in. przez Contemporary Lynx), polegającym na opatrywaniu tego samego numeru pisma różnymi wariantami okładek. Poniżej roastowa wersja takiego cacka. Wprawdzie przypomina nieco słynną Czarną Teczkę Stana Tymińskiego, ale za to genialnie (wiadomka - kto robił) zniuansowaną błyskotliwym anagramem Z SUM (SZUM). Anagram ten arcytrafnie oddaje prawdziwą misję periodyku Wydziału Zarządzania Kulturą Wizualną warszawskiej ASP: TEMATAMI RZEKOMO SZTUK WIZUALNYCH, PRZYKRYWANIE DOKONYWANYCH W ICH RAMACH OPERACJI KAPITAŁOWYCH.
Temu ma służyć nienaganny kształt edytorski Szumu i niemal ,,naukowe" zacięcie autorów (przypisy, żargon krytyczno-kuratorski), zgodnie z diagnozą Jaromira Jedlińskiego, ilustrującą zabieg PROFESJONALIZACJI W PROPAGOWANIU WARTOŚCI POZORNYCH 


Słowo też nt. sobotniego spotkania Roast udał się nadzwyczajnie, zwłaszcza, że niespecjalnie dałem się uwieść jego formule, aplikując w to miejsce wszystko co sobie perfidnie zaplanowałem. W czarnej okładce przekazałem redakcji Szumu także wybór moich tekstów na jej temat, które -być może- udało im się taktyczie przeoczyć w czasie, gdy były publikowane. No i ostatnia rzecz: Ponieważ kolejność wystąpień gości (na pierwszy ogień ja, potem Zofia Krawiec, a na końcu Dawid Radziszewski), była tak ustawiona, że nie mogłem odpowiedzieć na uwagę tego ostatniego pod moim adresem, zrobię to teraz. Radziszewski porównał mnie (jakże oryginalna myśl) do Bacona. Stwierdził, że Biernacki to Bacon minus talent, minus homoseksualizm, minus alkohol. Mi z kolei nasuwa to porównanie Dawida Radziszewskiego z Karolem Radziszewskim. Dawid to Karol minus homoseksualizm, ale w sumie to jeden chuj. Drugi zresztą też...    

Jeśli świętować, to tylko na ostro! Już w najbliższą sobotę wielkie grillowanie Szumu, w rolach głównych Zofia KrawiecDawid Radziszewski i Andrzej Biernacki aka "Bezan", nad smażeniem będzie czuwała wodzirejka Tomek Pawłowski, na ukojenie nerwów zagra Arman Galstyan, ugości nas Grzegorz Lewandowski, a super grafikę przygotował Horacy Muszyński i Marta Krysińska. Widzimy się!


Powyższy anons umieścił na swojej stronie facebookowej magazyn SZUM. Z przyjemnością przyjąłem zaproszenie na to spotkanie, które organizatorzy/ redaktorzy pisma zaplanowali w formule Stand Up-u /Roasta. Ponieważ bliska mi jest ta formuła, zwłaszcza wtedy kiedy na ząb biorę właśnie ten periodyk, zabawa może być całkiem w porzo. 
Nie ukrywam, że moje zaskoczenie faktem tego zaproszenia było wielkie. Przyznam, ze różne cechy trójki naczelnych Szumu -Karoliny Plinty, Jakuba Banasiaka i Adama Mazura miewałem w pogardzie, ale od teraz bedę ich tylko podziwiał  ...za odwagę!

Bar Studio g. 19.00   plac Defilad 1, 00-901 Warszawa 

Matter of the Earth

$
0
0



Wanda Paklikowska -Winnicka, Kompozycja czerwono-niebieska, temp., olej 89x121,5, ok.1957


W najbliższy piątek, 12 października 2018 r. o godzinie 17.00 w Galerii Browarna w Łowiczu  nastąpi uroczyste otwarcie wystawy malarstwa prof. Wandy Paklikowskiej-Winnickiej(1911-2011). 

Wszystkich zainteresowanych serdecznie zapraszamy. 

Uwaga! Niezwykła okazja dla pierwszych kilkunastu przybyłych gości! Muzeum Akademii Sztuk Pięknych oraz Galeria Browarna przekażą nieodpłatnie obszerny, kultowy Katalog Dzieł Artystki.


Wystawa, o roboczym tytule Matter of the Earth, będzie kolejnym w tym miejscu pokazem wybitnej osobowości twórczej, której obecność w świadomości współczesnego odbiorcy sztuki, albo szerzej- uczestnika współczesnej kultury jest mocno problematyczna, żeby nie powiedzieć dobitniej.
Nie zmieniła tego stanu nawet obszerna prezentacja malarstwa  Paklikowskiej-Winnickiej w Zachęcie, Narodowej Galerii Sztuki w roku 2007 (nie mówiąc już o 2 wystawach w tym miejscu zorganizowanych do 2001 r.), kuratorowana przez Joannę Kanię z Muzeum Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Sytuacja tym bardziej dziwna, że żywot tej wystawy poparła i przedłużyła świetnie opracowana przez jej kuratorkę wraz z zespołem Muzeum ASP, obszerna publikacja towarzysząca, zawierająca katalog niemal całego dorobku malarki. Dorobku niezwykle bogatego, obejmującego najwcześniejsze, sięgające 1945 r. prace olejne, gwasze i rysunki, oraz prace ostatnie z ok. 1994 r.
Okres 50 lat intensywnej pracy twórczej i nieco krótszy okres pracy pedagogicznej, głównie na Wydziale Malarstwa warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, znaczony był świetnymi realizacjami Paklikowskiej-Winnickiej, łączącymi cechy polskiego malarstwa kolorystycznego (m.in. Cybisa), z tendencjami europejskiego malarstwa materii (Burri, Fautrier), korespondującego z niemal równolegle tworzonymi pracami środowiska warszawskiej ASP (Kobzdej, Ziemski).

Wanda Paklikowska -Winnicka, Kompozycja metalowa, temp., olej 100x148, l.1968-72


Do dziś także, otwarta pozostaje kwestia kierunku inspiracji między Paklikowską-Winnicką i niemal pokolenie od niej młodszym Jana Lebensteinem(1930-97), których obrazy, i to uwzględniając zmiany poszczególnych etapów, wykazują oczywisty wpływ przy krańcowo różnych osobowościach (kwestia jednak jakoś istotna w kontekście sporego sukcesu malarza, odniesionego na I Biennale Młodych w Paryżu w roku 1959, oraz jego błyskawicznej, światowej, choć krótko trwającej jako taka, kariery). Przypadek Wandy Paklikowskiej-Winnickiej, osoby o niezwykłej kulturze, podkreślanej przez wszystkich, którzy ją znali, wielkiej łagodności charakteru, głębokiej wrażliwości jak na razie ilustruje stopień, w jakim cechy osobowości "ustawiają" charakter dzieła, ale też jak mogą uformować koleiny dla określonego typu jego recepcji. Oby nie ostatecznie.


Wanda Paklikowska -Winnicka, Pejzaż fantastyczny I, temp., olej 56x118, 1967

Fastrygowanie braku. Sienicki w Galerii Milano

$
0
0





Intymne malarstwo w intymnej galerii. Zdawałoby się nic bardziej normalnego, nic bardziej naturalnego. Zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę ultraskromne predylekcje osobowości autora - Jacka Sienickiego (1928-2000). Może i dobrze by się więc zdawało, tyle że powiedzmy to od razu na wypadek gdyby ktoś rzeczywiście się jeszcze łapał na takie stawianie sprawy: nowa wystawa Jacka Sienickiego w galerii Milano na warszawskiej Saskiej Kępie, to kolejna odsłona, trwającego już 18 lat procesu łatania kompromitującej dziury jaką zionie historia powojennego malarstwa polskiego, i w ogóle polskiej sztuki, po śmierci jednego z najwybitniejszych jej przedstawicieli. 
Skalę tego braku w najważniejszych (przynajmniej de nomine) instytucjach wystawienniczych kraju, jeszcze potęgują takie fakty jak odbywająca się także teraz w Narodowej Galerii Sztuki Zachęta w Warszawie, wystawa laureatów najbardziej prestiżowej polskiej nagrody za malarstwo, Nagrody im. Jana Cybisa. Sienickiego reprezentują na niej 3 obrazy, i to one najdobitniej zaświadczają, że nie da się obecnie wygenerować żadnej, w miarę koherentnej narracji malarskiej, nie uwzględniając tego wśród naszych malarzy, który według określenia Jacka Sempolińskiego był malarzem przede wszystkim. Tzn. takim, który do swoich prawd nie dochodził przez z góry założone, a tym bardziej modne teorie, tylko poprzez pędzel i mądre oko. 









Przecież, gdyby nawet w Zachęcie nie odbywała się wystawa laureatów Nagrody im. Cybisa, tylko np. laureatów krytyki artystycznej, albo polskich malarzy nagrodzonych za granicą (Koszyce, Nowy Jork), albo wystawa najwybitniejszych pedagogów wyższego szkolnictwa artystycznego, lub najbardziej warszawskich z malarzy, albo wystawa twórców, którzy nie zbłaźnili się żadną, kompromitującą przynależnością, którzy wyróżniai się krystalicznością kręgosłupa moralnego, albo wystawa kultowych postaci wśród profesorów warszawskiej ASP, na wszystkich nie mogłoby zabraknąć osobowości i twórczości Jacka Sienickiego. 
Niestety, jest  jak jest. Wspomniana Zachęta, m. in. wspierana gigantem na międzynarodowym rynku afer bankowych, woli promować debiutantów z politycznego klucza imaginacji pani dyrektor, zatrudnionej tam z bezkonkursowej łapanki. 
Nie ma więc arcydzieł Sienickiego w skali obiegu godnym tego autora. Nie ma go w świadomości roczników po 2000 roku wstępujących w progi Akademii, a także nie ma go w szerszej świadomości społecznej, bo część jego prac zaaresztowanych jest w katakumbach magazynów muzealnych (oprócz Muzeum Narodowego w Poznaniu i w Muzeum Okręgowym w Gorzowie Wlkp. gdzie są w stałej ekspozycji).
O czym właściwie mówimy, niech świadczą zamieszczone tu reprodukcje prac artysty. Mały wycinek jednej z wielu serii. Już tych kilka skromnych płócien, gdyby nawet nie namalowałby nic innego, gwarantuje Sienickiemu jedno z najbardziej eksponowanych miejsc w historii tej dyscypliny sztuki, nie tylko polskiej.






Andrzej Biernacki. Portfolio wybór

$
0
0


Andrzej Biernacki Postać pochylona, ol./pł. 3x160x130cm 2016-2017



Andrzej Biernacki Rysunek, węgiel, tusz/papier 100x70 cm 1998


Andrzej Biernacki Tryptyk czerwony, ol./pł. 3x160x130cm 2017



Andrzej Biernacki Figury znaki  ol./pł. 3x160x130cm 2018



Andrzej Biernacki Trio, węgiel, tusz/papier 140x100 cm 1989



Andrzej Biernacki XXX pochylona, ol./pł. 2 boki 160x130cm, środek 100x80cm 1987



Andrzej Biernacki Tryptyk żółty, ol./pł. 3x160x130cm 2017


Andrzej Biernacki Rysunek, węgiel, tusz/papier 100x70 cm 1998




Andrzej Biernacki Czerwono czarni, ol./pł. 3x160x130cm 1991-2001



Andrzej Biernacki Postać pochylona, ol./pł. 3x160x130cm 2016-2017




Andrzej Biernacki Psy, boki węgiel/pap. 2x100x70cm 2010, środek ol./pł. 120x90 cm 1991



Andrzej Biernacki Aachen, ol./pł.160x130cm 1989



Andrzej Biernacki Abortus, ol./pł. 3x160x130cm 1989-2008


Andrzej Biernacki Rysunek, węgiel, tusz/papier 100x70 cm 1997



Andrzej Biernacki Ultrama, ol./pł. 3x160x130cm 1993



Andrzej Biernacki Arena, ol./pł. 3x130x97cm 1997-2000


Andrzej Biernacki Pozy, węgiel/pap. 3x100x70cm 2011



Andrzej Biernacki Postać pochylona, ol./pł. 160x130cm 2015



Andrzej Biernacki Chromoksyd, ol./pł. boki 2x160x130cm środek 130x97cm 1998-99


Andrzej Biernacki Rysunek, węgiel, tusz/papier 100x70 cm 1998




Andrzej Biernacki Postać pochylona, ol./pap. 4x100x70cm 2013-2014



Andrzej Biernacki Wanna, ol./pł. 3x160x130cm 1997-2000



Andrzej Biernacki Antracyt, ol./pł. 3x160x130cm 1997-2007



 Andrzej Biernacki Postać pochylona, ol./pł. 3x100x70cm 2016-2017




Andrzej Biernacki Siena, ol./pł. 160x130cm 1996



Andrzej Biernacki Postać pochylona, ol./pł. 3x130x97cm 2016-2017



Andrzej Biernacki Śmkigło, ol./pł. 3x160x130cm 2016-2017



Andrzej Biernacki Tryptyk czerwony, ol./pł. 3x160x130cm 1997-2003



Andrzej Biernacki Lustro, ol./pł. 160x130cm 1998-2001



Andrzej Biernacki XXX, ol./pł. 2x100x70cm 2016-2017


Andrzej Biernacki Rysunek, węgiel, tusz/papier 100x70 cm 1985




Andrzej Biernacki Ukrzyżowanie, ol./pł. 160x130cm 1989



Andrzej Biernacki U2, ol./pł. 3x160x130cm 2018








































Anatomia dla Plastyków. Wystawa malarstwa Andrzeja Biernackiego w Łodzi

$
0
0










Miejska Galeria Sztuki w Łodzi
Galeria Re: Medium ul. Piotrkowska 113 w Łodzi
18 stycznia – 2 marca 2019 roku
wernisaż: 18 stycznia (piątek) godz. 18.00


Monika Nowakowska, fragment tekstu do folderu wystawy

Andrzej Biernacki to postać dobrze znana tym, którzy śledzą współczesne polskie życie artystyczne. Aktywny ałaściciel galerii i wydawca, kolekcjoner i społecznik, bezkompromisowy krytyk na bieżąco komentujący mechanizmy rządzące rynkiem sztuki i jej instytucjami. A przy tym aktywny malarz i rysownik, konsekwentnie i na przekór trendom podążający własną drogą. Jego ekspresyjne akty, malowane lub kreślone węglem na płótnach dużego formatu, są tak wymowne i charakterystyczne, że możemy mówić o wypracowaniu własnego,  rozpoznawalnego stylu, co dla artysty jest chyba największym komplementem. Dlatego bardzo cieszy łódzka prezentacja wybranych wątków z obfitego ilościowo i imponującego warsztatowo dorobku tego twórcy. 

Artysta pokazuje prace najnowsze, tryptyki z ostatnich lat zestawione z kilkoma starszymi płótnami, co obrazuje ewolucję jego stylu, przyrównywanego przez krytyków do niepokojącego malarstwa Francisa Bacona (1909-1992). Ale dla twórczości Andrzeja Biernackiego deformacja nie jest jak u Brytyjczyka punktem wyjścia, raczej studium realnego kształtu osiąganego poprzez „poziom emocji działań przy płótnie”. To anonimowe akty, ukazane w nieoczekiwanych skrótach perspektywicznych, wpisane w dynamiczne układy kompozycyjne, a do tego działające na zmysły intensywnym, zazwyczaj lokalnym kolorem (choć autor nie unika też samej czerni i bieli). 


Ekspresyjne pociągnięcia pędzla dyscyplinuje mocny, dosadny kontur, impasty sąsiadują z partiami gładko zamalowanego płótna – to wszystko podbija siłę przekazu prac, których wirtuozeria warsztatowa ma być (w moim odczuciu) jakimś przyczynkiem, wstępem, zachętą – do badania kondycji współczesnego człowieka. Człowieka targanego emocjami i namiętnościami, niepokojonego dylematami moralnymi, zmagającego się z mechanizmami rządzącymi ludzką egzystencją. W takim ujęciu jest to zatem twórczość głęboko humanistyczna, wręcz etyczna, ale tytuł łódzkiej wystawy wskazuje jej tak zwane drugie (a może pierwsze?) dno. 


Studium modela – obowiązkowy element edukacji artystycznej w akademiach mających ambicje nauczać sztuki na całym chyba świecie – to właściwy temat z jakim mierzy się Andrzej Biernacki aktualną ekspozycją swoich prac. Dodajmy jeszcze, że łódzka ekspozycja jest pierwszą indywidualną wystawą Andrzeja Biernackiego w naszym mieście.

Wydarzenia towarzyszące wystawie:
30 stycznia 2019 r. g. 17.00 – oprowadzanie po wystawie z udziałem Andrzeja Biernackiego, wstęp wolny



Andrzej Biernacki ur. 1958 r. w Łowiczu, w latach 1980-1985 studiował na Wydziale Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, gdzie obronił dyplom z wyróżnieniem pod kierunkiem profesora Jacka Sienickiego. W latach 1985-1988 był asystentem prof. Sienickiego w macierzystej uczelni. Stypendysta Ministerstwa Kultury i Sztuki (1986). W latach 1989-1991 prowadził Pracownię Rysunku na Wydziale Rzeźby ASP w Warszawie. W 1991 roku kupił XIX-wieczny, neoklasycystyczny budynek dawnego zboru ewangelicko-augsburskiego w Łowiczu, w którym, po generalnym remoncie, uruchomił w 2000 roku autorską Galerię Browarna. Autor tekstów zamieszczanych we wszystkich katalogach wystaw Galerii Browarna, od lat 90. XX wieku zajmuje się też publicystyką i krytyką artystyczną. Pisał artykuły o charakterze społecznym i kulturalnym dla tygodnika Nowy Łowiczanin, współpracował z akademickim miesięcznikiem Masovia Mater, w latach 1997-1998 wydawał w Łowiczu Notatnik Kulturalny CDN a w 1999 roku był redaktorem naczelnym samorządowego miesięcznika ŁOWICZ. Od 2009 roku prowadzi autorski blog artXLGaleria Browarna, na którym zamieszcza doraźne wpisy oraz większe artykuły krytyczne i kuratorskie. W latach 2012-2018 był stałym autorem miesięcznika Arteon, teksty o sztuce publikował także w Rzeczpospolitej Plus Minus, Arttaku, Gazecie Finansowej, Zeszytach Karmelitańskich. Prace Andrzeja Biernackiego prezentowane były na ponad 30 wystawach indywidualnych w kraju i za granicą, znajdują się w kolekcjach prywatnych w Polsce oraz w Niemczech, Francji, Szwajcarii, Belgii, Austrii, Norwegii, we Włoszech i w Stanach Zjednoczonych.
Viewing all 128 articles
Browse latest View live